
W dziwnym momencie nagłego przypływu szczerości – czego nie należy się spodziewać w Polsce – prezes Banku Anglii powiedział, że „bardzo mu przykro”, że inflacja w Wielkiej Brytanii rośnie w obliczu prognoz, że koszty życia mogą wzrosnąć nawet o 5%.
Andrew Bailey w wywiadzie dla BBC stwierdził, że gospodarstwa domowe już odczuwają wpływ rosnących cen. „Bardzo mi przykro, że tak się dzieje” – powiedział. „Nikt z nas tego nie chce”.
Inflacja wyprzedza obecnie 2% cel Banku Anglii i jest na poziomie 3,1% (w Polsce już dochodzimy do 7%!). Oczekuje się, że do kwietnia przyszłego roku może wzrosnąć do 5%.

Spowodowało to, że brytyjski „wskaźnik niedoli” wystrzelił do najwyższego poziomu od dekady…

I prawdopodobnie sytuacja stanie się znacznie poważniejsza, ponieważ dla wielu Brytyjczyków wybór między ogrzewaniem domu a wyżywieniem rodziny staje się realnym problemem…
W związku z tym komentując decyzję o niepodnoszeniu kosztów kredytu w tym miesiącu. Pan Bailey powiedział: „Obawiam się, że podwyższenie stóp procentowych nie zwiększy wachlarza naszych możliwości”.
Wreszcie Danny Blanchflower, były członek tamtejszej Rady Polityki Pieniężnej, a obecnie profesor ekonomii w Dartmouth College w USA, ostrzegł, że ufanie temu, co mówi Bank, może być błędem: „Nie mamy historycznego precedensu dla tego, co się wydarzyło” – powiedział.
„Nigdy nie widzieliśmy takiego szoku, a największą rzeczą, jaką widzimy w tej chwili, jest to, że plan tarcz kryzysowych się kończy, nastąpi wzrost podatków od ubezpieczeń społecznych i zasiłek uniwersalny został właśnie obcięty.
„Tak więc bank centralny naprawdę nie ma pojęcia, co się dzieje”.
Doszedł do wniosku dość złowieszczo: „To jest naprawdę duży, niepewny problem i każdy powinien stąpać ostrożnie. Obawiam się, że muszę powiedzieć… trzeba patrzeć na to, co powiedział prezes Banku Anglii i Komitetu Polityki Pieniężnej z przymrużeniem oka”.